Nie daję na Owsiaka. Daję na najsłabszych.
Oddział intensywnej terapii na Ujastku. Stoję przed przeszklonymi drzwiami. Za nimi w rządku stoją inkubatory. Każdy z leżących w nich maluchów ma swoją własną historię. Czasem bardzo ciężką i bolesną. Zawał łożyska, poród w 26. tygodniu ciąży, wylew krwi do mózgu, niecałe 600 g delikatnego ciałka. To tylko jedna z tych historii, które usłyszałam i które ściskały mnie za gardło.
Drugie przeszklone drzwi. Patologia. Tu też sala pełna inkubatorów, skrywających maluchy, którym nie było dane przyjść na świat w pełni sił. Wśród nich moje własne 3240 gramów szczęścia. Dookoła mnóstwo kabelków, na opuchniętej buzi maska CPAP, w jednej stópce wkłucie, w drugiej stópce wkłucie, w nosku sonda pokarmowa. Dowiaduję się, że sąsiadka Bartka z prawej strony również ma problemy z oddychaniem, a sąsiad z lewej poleguje tu już od dwóch miesięcy, bo nie chce przyjmować pokarmu.
Tyle różnych historii. Tyle wylanych łez - czasem całkiem otwarcie, czasem gdzieś w kącie, żeby nikt nie widział. Tyle rozbrzmiewających w powietrzu diagnoz - czasem pozytywnych, dodających otuchy, a czasem pełnych wątpliwości i drżenia głosu.
Większość z tych historii ma jednak wspólny mianownik: czerwone serduszko Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy widniejące na sprzęcie ratującym życie wspomnianych maluchów.
Od zawsze wrzucałam do puszki WOŚP. Jednak tegoroczny finał miał dla mnie szczególne znaczenie. Wiedziałam, że to, czym się podzielę, nie jest jakąś wirtualną, bliżej nieokreśloną pomocą. Na własne oczy przekonałam się, że ta pomoc jest jak najbardziej realna. Każda złotówka jest cegiełką, dzięki której CPAP wspierał oddech Bartka czy dzięki której inkubator dogrzewał wspomnianego na początku skrajnego wcześniaka.
Cały dzień oglądałam relację. Wielokrotnie czułam ścisk w sercu, a oczy się szkliły. Tym razem nie ze smutku, lecz ze wzruszenia i niebywałej satysfakcji - że Polacy, może trochę na przekór, wpłacają coraz więcej. Wpłacają, nawet jeśli sami bezpośrednio nie zetknęli się ze sprzętem z naklejonym czerwonym serduszkiem.
Jeśli wciąż się wahasz, czy wesprzeć WOŚP, pamiętaj - nie dajesz na Owsiaka, lecz na słabe i bezbronne noworodki. Możesz to zrobić tu.
Święta prawda. Ja również zawsze wrzucałam do puszki kasę, jeszcze jak byłam dzieckiem. Potem gdy już odeszłam z domu rodzinnego również wrzucałam. W tym roku również wrzuciłam do puszek pieniążki ale zupełnie inaczej to odebrałam. Mocniej. Jestem w ciąży i kto wie, czy nie przyjdzie mojemu dziecku nie daj Bóg używać sprzętu zakupionego przez Wośp. Gdyby nie orkiestra, nie byłoby tego wszystkiego co jest i dzięki czemu jest lepiej w naszej służbie zdrowia.
OdpowiedzUsuńGratulacje! Na kiedy termin? :)
UsuńKrótko i na temat.
OdpowiedzUsuńW dodatku wpis osoby, która osobiście widziała czerwone serduszko na sprzęcie do ratowania i wspomagania życia najmniejszych.
Też widziałam.
I też wpłacam.
Przeciwnych nie próbuję przekonać. Kiedyś sami zobaczą czerwone serduszka...
Z synkiem już wszystko dobrze?
Tak, dziękuję, wszystko dobrze :)
UsuńJa również zawsze pomagałam.kiedy urodziłam wcześniak w 30 tc gdzie mała spędziła 3 miesiące na intensywnej terapii i widziałam na każdym inkubatorze kiedy miała go zmienionego serduszko WOŚP czułam się lepiej. Czułam że WOŚP nad nami czuwa.i nie tylko na inkubatorach Ale również na pompach widnialy serduszka. Będę ja także uczyć aby zawsze pomagała WOŚP bo dzięki temu żyje
OdpowiedzUsuńDzieci to nasz skarb o który trzeba za wszelką cenę dbać :)
OdpowiedzUsuńTo ja chętnie dam na noworodki bezpośrednio. Gdzie można?
OdpowiedzUsuń