Kryterium, którym NIE należy się kierować, podejmując decyzję o (nie)zostaniu matką
Nigdy nie lubiłam dzieci.
Moja niechęć brała się głównie z nieumiejętności nawiązania z nimi kontaktu. Od zawsze byłam przekonana, że o wiele łatwiej dogadują się z nimi osoby potrafiące przełączyć się w tryb głupkowatości (w takim pozytywnym znaczeniu tego słowa). Innego podejścia wymaga półroczne niemowlę, innego - przedszkolak. Moim problemem było to, że nigdy nie wiedziałam, jakie to podejście powinno być.
Kiedy więc tylko jakiś brzdąc pojawiał się w moim zasięgu, ja modliłam się, żeby tylko nie próbował się do mnie zbliżyć. Będąc w sklepie/poczekalni/gdziekolwiek indziej, starałam się jak mogłam, żeby uniknąć "przymusu" zabawiania jakiegoś malucha, bo akurat obok postanowiła usiąść matka z wózkiem.
Chłodny dystans - to określenie chyba najlepiej oddaje mój ówczesny stosunek do dzieci.
Dlatego kiedy zaledwie 2 lata dzieliły mnie od trzydziestki, poczułam lekki niepokój. Wiedziałam, że chcę mieć dzieci (a zbliżająca się trzydziestka to wg mnie najwyższa pora), ale bałam się, czy pokocham to własne dziecko, kiedy już pojawi się na świecie. A co, jeśli w jego towarzystwie będę czuć się tak samo zagubiona jak w przypadku innych maluchów?
Dziś wiem, że obawy były bezpodstawne. Swoje własne dziecko kocha się miłością bezgraniczną, a dzięki codziennemu byciu razem człowiek stopniowo nabywa tej umiejętności, której mi zawsze brakowało - czyli umiejętności "dostrojenia się" do dziecka, "zagadania" do niego w sposób dostosowany do jego wieku, potrzeb, zainteresowań.
I właśnie z tego powodu apeluję do wszystkich tych kobiet, które boją się podjąć decyzję o macierzyństwie, tylko dlatego że nie lubią dzieci. W niektórych osobach z otoczenia dostrzegam siebie sprzed lat. Widzę, jak dystansują się, kiedy na horyzoncie pojawia się dziecko. Jak czują się zagubione, nie wiedząc, w jaki sposób nawiązać kontakt. I tak wciąż i wciąż odkładają decyzję, bo boją się, że nie pokochają swojego dziecka.
To, że nie lubisz dzieci, naprawdę nie oznacza, że nie polubisz również swojego.
I masz Gosiu rację i nie masz.Generalnie cały tekst jak o mnie, tylko ja później się zdecydowałam. Myślę jednak, że decydując się trzeba być pewnym, że chce się zostać mamą. Trzeba to poczuć, a jeśli zdecydowanie nie lubi się dzieci...
OdpowiedzUsuńZanim zostałam mamą, miałam podobnie. Z jednej strony bardzo pragnęłam dziecka i usilnie się o nie starałam, a z drugiej czułam obawy bardzo zbliżone do Twoich - w dodatku ze względu na swoje problemy natury niepłodnościowej utrzymywałam wobec cudzych dzieci jeszcze większy dystans, bo każdy kontakt z nimi był dla mnie niesamowicie przykry.
OdpowiedzUsuńTeraz również już wiem, że moje obawy nie miały podstaw. A jednak znam osoby, które zdecydowały się na dziecko tylko dlatego, że "tak wypadało", że chciały sprostać oczekiwaniom otoczenia i presji społecznej, a same nigdy wielkiego pociągu do dzieci nie czuły - i niestety to podejście daje się u nich zauważyć, a instynkt nie przyszedł sam z siebie po pojawieniu się maluszka na świecie.
Też mi się tak wydaję że czasem sami siebie możemy zaskoczyć ile miłości rodzicielskiej w nas jest, mimo że wydawało nam się że dzieci nie lubimy. Ale są też i takie przypadki które tej miłości nigdy nie odnajdują...
OdpowiedzUsuńJa też miałam takie obawy jeszcze kilka lat temu. Widziałam jaki dobry kontakt z dziećmi miała moja siostra, a ja zawsze taka chłodna i zupełnie nie wiedziałam, jak gadać z takim maluchem. Na szczęście przy swoim dziecku człowiek całkowicie się zmienia i - tak jak piszesz - nabywa tej "głupkowatości" :)
OdpowiedzUsuńJa bardziej nie lubiłam dzieci za wszędobylstwo i hałas. Siedzisz sobie spokojnie w restauracji a tu lata jakiś taki rozwrzeszczany... Myślałam - jakby to był mój to bym ukatrupiła... A teraz mój jest, lata (choć staram się żeby nie za bardzo) i nie ukatrupiam tylko kocham :). Nie mniej jednaj dziecko to spore ograniczenie przynajmniej przez pierwsze 3 lata. I na pewno kryterium do jego posiadania nie powinien być rozpadający się związek. Bo trzeba nie lada siły w związku żeby to przetrwać. Moim zdaniem skromnym. A z "głupkowatością" nigdy nie miałam problemu :)
OdpowiedzUsuń