Podekscytowanie, smutek, nadzieja, czyli dlaczego starania o dziecko to wyzwanie dla psychiki
Wszystko dokładnie sobie zaplanowałam. Nakreśliłam szczegółowy harmonogram starań o rodzeństwo dla Lenki. W ciążę miałam zajść w listopadzie. Termin porodu przypadałby na wakacje. Idealnie! Bo przecież babcia Lenki jest nauczycielką, więc będzie mogła przyjechać w te pędy i zająć się wnuczką, kiedy ja akurat będę rodzić drugie.
We wrześniu zrobiłam podstawowe badania krwi, moczu, USG tego i owego, przegląd uzębienia. Wszystko super, nic tylko przystąpić do dzieła. Miało pójść jak z płatka, bo z Lenką tak właśnie było. Jednego miesiąca przebadałam się na wszystkie strony, a następnego już widziałam dwie kreski na teście. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?
I właśnie to myślenie mnie zgubiło. Podświadomie zaczęłam sama na siebie wywierać presję: skoro przy pierwszym dziecku zaszłam od razu, przy drugim musi, no po prostu musi być tak samo.
Listopad. Oczekiwanie na miesiączkę. Przyjdzie czy nie przyjdzie? Nie wytrzymałam i już na tydzień po owulacji wykonałam pierwszy test. Negatywny. Ale czego mogłam się spodziewać, przecież to za wcześnie – pocieszałam się. W każdym drobnym pogorszeniu samopoczucia dopatrywałam się objawów ciąży. A to piersi bolą. A to mdli mnie od kilku dni. Prawda była brutalna – piersi bolą jak to przed miesiączką. Mdliło mnie, bo gwałtownie zmieniało się ciśnienie atmosferyczne, a jako rasowa meteopatka różnie reaguję na wahania w hektopaskalach.
Jest miesiączka. Po co tak się nakręcałam? Nie ma się czym martwić, przecież to dopiero pierwszy miesiąc, mało komu udaje się od razu – znowu weszłam w tryb pocieszania się. Ale mimo wszystko zabolało. Ścisnęło w dołku, oczy się zeszkliły. Pani perfekcyjna, która wszystko zawsze chce mieć zaplanowane. Głupia ja.
Pierwszy tydzień po tym, jak okazuje się, że próba była nieudana, to swego rodzaju żałoba. Żałoba po dziecku, którego w ogóle nie było. Po kilku dniach smutku pojawia się nadzieja. Lada dzień owulacja, może teraz się uda? Po owulacji podekscytowanie i podenerwowanie. Udało się, na pewno się udało. Nie, na pewno się nie udało. Mętlik w głowie.
Kolejny miesiąc i znowu jak obuchem w głowę. Miesiączka. Trzy dni przed Bożym Narodzeniem, które przecież miałam świętować już będąc w ciąży, tak wynikało z mojego przeklętego planu. Czas żałoby po nieudanej próbie przypadł więc na Święta. Tym razem jednak po niej nie pojawiła się od razu nadzieja, jak w poprzednim miesiącu, lecz dodatkowe wątpliwości.
A co jeśli ze mną jest coś nie tak? Może po pierwszej ciąży coś się podziało w organizmie? A może mąż powinien się zbadać? Jeszcze większy chaos w głowie. Myśli, że na pewno wszystko będzie dobrze, zaczęły przeplatać się z myślami, że wszystko będzie źle i Lenka zostanie jedynaczką. Dopiero drugi miesiąc, ale zaczęłam się zastanawiać, że może wybrać by się już do specjalisty, bo po co czekać pół roku, rok, skoro im szybciej znajdzie się przyczynę, tym lepiej.
W Polsce jest coraz więcej klinik leczenia niepłodności, które kompleksowo podchodzą do kwestii starań o dziecko, oferując szereg badań i dla kobiety, i dla mężczyzny. Kierując się opiniami kobiet, które się leczą trafiłam na InviMed, który posiada palcówki w kilku miastach. Pierwszym, kluczowym etapem jest szczegółowa diagnostyka, znalezienie przyczyny niepowodzeń.
Co oferują takie kliniki?
Przede wszystkim badania wykonywane są u obydwojga partnerów. U kobiety przeprowadzone zostaje m.in. oznaczenie poziomu hormonów, USG narządów rodnych, monitorowana jest owulacja. W przypadku mężczyzny podstawa to badanie jakości nasienia (a jakość nasienia współczesnych mężczyzn woła o pomstę do nieba!), ale na tym nie koniec: możliwe jest również USG moszny czy – w razie konieczności – biopsja jądra. Klinika oferuje także szereg badań genetycznych, okazuje się bowiem, że aż w 30% przypadków niepłodności to właśnie zaburzenia genetyczne są przyczyną. Wykonując pakiet takich padań – mamy wtedy pewność, że zostało przeanalizowane wszystko, co trzeba. Po sprawdzeniu tematu oczywiście okazuje się, że i cena będzie korzystniejsza niż w przypadku płacenia za każde badanie z osobna.
Ale czy to naprawdę już teraz? Ja niepłoda?! (oczywiście w internecie zdążyłam już wyszukać i dogłębnie zapoznać się z terminem niepłodności wtórnej) Nie, ok, po rozmowie z mężem trochę wyluzowałam. Poczekaj, odetchnij, daj spokój. Jak jednak można dać spokój, jeśli czegoś (kogoś) chce się tak bardzo? Do palety emocji doszło kolejne uczucie: pretensje do całego świata. Jak to możliwe, że niektórzy nie chcą mieć dzieci, a mają ich na potęgę, a ci, którzy chcą, nie mogą?
Mija kolejny miesiąc. Ile ich jeszcze będzie? Nie wiem, nikt nie wiem. Starania te pozwoliły mi jednak zrozumieć kilka rzeczy. To, jak bardzo pragnę drugiego dziecka. To, że życia nie da się zaplanować, a zwłaszcza nie da się zaplanować stworzenia nowego życia. Ale nabrałam też podziwu dla kobiet, które o dziecko starają się latami, przechodząc przez cykl żałoba – nadzieja – podekscytowanie wciąż i wciąż na nowo. Trzymam kciuki za Was wszystkie i za każdą z Was z osobna.
Trzymam kciuki kochana.! U Nas przy synku udało się dopiero po pół roku i również jak Ty przeżywała co miesięczne " żałoby ". Nie poddawaj się! :-*
OdpowiedzUsuńDzięki :*
Usuńrany! Ale mnie teraz postraszyłaś bo ja też obmyślam właśnie swój plan...trzymam więc kciuki za nas obie. Być może znów będziemy rodzić w odstępie tylko 2 tygodni. Kto wie :)
OdpowiedzUsuńJa już wiem, że nie wolno się za bardzo przywiązywać do swoich planów... Ale trzymam kciuki, żeby udało Ci się zrealizować swój :)
UsuńHmmm to, co napisałas jest mi bardzo bliskie. Niedlugo mijaja 3 lata odkad zaczelismy starania. I..nic. Dalej jestesmy we dwoje. Po 1,5r staran poszlismy do kliniki niepłodności. Właśnie do invimedu. Mieliśmy już część badan swoich (mąż sam z siebie postanowił się przebadać) a reszta doszla z invimedu (ale wykonywalam w swojej prywatnej placowce na abonament). Jestem rok po hsg (wszystko ok), po kolejnym niespełna roku, staran. Po drodze z ciężką anginą, przebytym zapaleniem pluc i podejrzeniem krztuśca (co na szczęście zostało wykluczone). Gdy wraz z nowym rokiem zaczęliśmy kolejne wizyty u gin (ocena owulacji, chcieliśmy sprawdzić czy jest, czy pęcherzyki rosną) wyszło, że mam polip. Nagle. Ni stąd ni z owąd. Się znalazł. W międzyczasie trzy wizyty u "swoich" gin (nie w klinice), raz jest, raz go nie ma. Szczęście, euforia. Nie ma! po okresie znikł! Wreszcie wszystko będzie dobrze. I nadeszła kolejna wizyta w klinice. Chciałam leki na owu żeby już to wszystko było. A tu doopa. Pani doktor tylko to potwierdziła, zmiana, widoczna "gołym okiem" na usg. Więc starania odkładamy o jakieś 4-5mcy znowu. Do kwietnia muszę czekać na zabieg - w marcu już nie ma terminów, a po zabiegu 2 mce zanim się to tam wygoi. I oby się okazało, że to ustrojstwo jest małe i da się to usunąć za 1 razem, bo jak nie, to czeka mnie kolejny zabieg (tym razem w narkozie). A ja "tylko" chciałam mieć dziecko. Moje, Twoje, Nasze - jak mówiliśmy z mężem.
OdpowiedzUsuńEhhh szewc bez butow chodzi, jak to mowią. Jestem nianią maluchów 0-3lata...
Pozdrawiam,
Ania
Oj :( trzymam kciuki, żeby się udało!
UsuńChyba nie ma co planować, trzeba się zrelaksować i nie myśleć o tym. My staraliśmy się prawie 2 lata i dopiero jak przestaliśmy myśleć o tym i wyjechaliśmy na urlop, to się udało :) Może pomógł klimat inny, a może właśnie odpoczynek. Teraz też myślimy nad drugim dzieckiem, ale kiedy będzie, to będzie. A Tobie życzę, by się wreszcie udało :)
OdpowiedzUsuńWiem, że powinnam o tym nie myśleć, ale to jest właśnie najtrudniejsze :)
UsuńDoskonale Cię rozumiem. Przy pierwszym dziecku udało się za 1 razem, natomiast o drugie staraliśmy się bardzo długo, dlatego też jest taka większa różnica wieku, czego obecnie absolutnie nie żałuję. Udało się kiedy przyjęłam postawę, że będę mieć tylko jedno dziecko i przestałam oczekiwać i planować.
OdpowiedzUsuńTo jest mój problem, że ja lubię mieć wszystko zaplanowane. Ale jak widać - nie zawsze się da..
UsuńDoskonale Cię rozumiem. Nam udało się po 2 letnich staraniach. Niestety też planowaliśmy i nic a jak straciliśmy nadzieje ze będzie pierwszy nasz potomek to się udało. Czekamy właśnie na przybycie naszego pierwszego dziecka. Będzie synek <3
OdpowiedzUsuńGratulacje :)
UsuńTrzymam kciuki, Gosiu! Nam się Leon fartnął niezwykle szybko co prawda, ale zanim była Natalka, zdążyłam przeżyć 2 żałoby. Takie prawdziwe. :)
OdpowiedzUsuńDzięki :*
UsuńTrzymam kciuki z całej siły za Wasze starania i ich pozytywne rezultaty - tym bardziej, że sama doskonale wiem z autopsji, że czasami nie udaje się nigdy i że trzeba wtedy albo pozostać tylko we dwoje, albo poszukać innej, alternatywnej drogi ku rodzicielstwu. Powodzenia !
OdpowiedzUsuńDziękuję :*
UsuńJa trzymam kciuki za Was! Śledziłam Twojego bloga jak rodziła się Lenka i będę go śledzić jak urodzi się jej rodzeństwo, a wierzę że tak będzie. Trochę mnie przestraszyłaś, bo sama odkładam drugą ciąże, z myślą że przecież mam czas, bo jak zachcę to będzie. A jak nie będzie?
OdpowiedzUsuńWiesz co, ja teraz trochę żałuję, że nie zaczęliśmy się starać o drugie kilka miesięcy wcześniej. No ale założyłam z góry, że na pewno znowu uda się za pierwszym razem, a tu niespodzianka... Planów macierzyńskich jednak nie warto odkładać.
UsuńTrzymam kciuki! I dzięki za ten post. Co prawda o Karolcię staraliśmy się 3 miesiące, niewiele niby, ale już czułam, że coś nie tak, bo przecież powinnam zajść od razu. Teraz w głowie już mam plany dotyczące rodzeństwa dla Małej, ale przeczytałam to co napisałaś i może być różnie. Nie mogę się nastawiać na nic konkretnego... Po prostu trzeba próbować i mieć nadzieję. Wszystkiego dobrego dla Was :*
OdpowiedzUsuńDokładnie tak - najgorzej to nastawić się na coś konkretnego, a potem boleśnie się rozczarować. Lepiej nie przywiązywać się zbyt mocno do planów :)
UsuńNapewno się niedługo uda :) Mnie fakt 3 poronień nauczył,że macierzyństwo nie każdy może sobie zaplanować. Ja kombinowałam, może później bo się załapie na podwyżkę, może później,bo ciekawy projekt w firmie, a potem starania trwały 1,5 roku, bo 3 razy poraniałam :( I tak dziękuje, że tylko 1,5 roku w sumie. Ale nie dziwię się Tobie i wcale nie bylaś naiwna, czy głupia, bo ja również bym uważała, że pewnie się szybko uda,skoro za pierwszym razem tak było.
OdpowiedzUsuńJeśli będziesz chciała sprawdzić coś poprzez badania, już teraz, ja bym proponowała zbadać plemniki męża - ich parametry potrafią być zmienne z różnych powodów, więc jeśli mąż nie będzie miał oporów to bym zaczęła od tego. Potem ewentualnie prolaktynę, monitoring cyklu może u Ciebie. Jeśli wszystko będzie ok, to może uspokoi to Ciebie i będziecie po prostu cierpliwie wyczekiwać dwóch kresek.
Powodzenia i optymizmu! Wierzę, że niedługo będziesz w ciąży:)
Prolaktyna u mnie jest ok. Okazało się natomiast, że mam za wysokie TSH, więc będę musiała je obniżyć... Oby to było "tylko" to i nic więcej.
Usuńpozdrawiam i dziękuję za ten komentarz :)
A można wiedzieć jakie to TSH ? Jaką ma wartość?
OdpowiedzUsuń3,3. Z tego, co mi powiedziało dwóch ginekologów, powinno być poniżej 2,5, a najlepiej ok. 1,5.
UsuńA dostałaś Euthyrox - domyślam się tak :)
OdpowiedzUsuńTo spoko ginekolodzy, bo mi czasem, jak miałam 2,5 starajac się o ciąże, mówili, ale o co chodzi - przecież jest w normie. Ale swoją drogą, jeśli cała reszta jest ok, np. owulacja następuje, jajeczko się uwalnia to ciekawe czy to trochę wyższe TSH ma wpływ. Czy może jeśli jest 3,3 to wiadomo, że pewne mechanizmy, które przy powstawaniu nowego życia są tak skomplikowane, będą lekko zaburzone. Dobry lekarz ginekolog-endokrynolog musiałby się wypowiedzieć :)
Ps. takie podwyższone TSH jest bardzo "popularne". Wiele moich koleżanek bierze Euthyrox. Napewno uda się szybko obniżyć. Ja zbijałam bo przy pierwszym badaniu miałam 2,5 - wielu lekarzy pukało się w głowe, po co moja lekarka daje mi euthyrox, ale sama wtedy dotarłam do publikacji medycznych, które mówią o tym, że przy staraniu się o dziecko, TSH powinno być okolo 1. Powodzenia i zdawaj relacje! Dużo spokoju on jest najważniejszy!
OdpowiedzUsuńNapisz proszę do mnie maila: matkaporazpierwszy@gmail.com :)
UsuńZnam to dobrze: w pierwszą ciążę zaszłam właściwie "nie chcąc" tzn bardziej miałam nadzieję, że nie pójdzie tak szybko. A poszło w drugim cyklu. Teraz już w pierwszym bardzo chciałam i czułam wielkie rozczarowanie, gdy się nie udało. Ale szcześliwie znów udało się w drugim i to mimo, że karmię piersią jeszcze "trochę". Z tym, że u nas to była bardzo spontaniczna decyzja, po prostu poczułam, że bardzo chcę, w ogóle tego nie planowałam i "zimowe dziecko" trochę mnie zaskoczyło:D Trzymam kciuki za Was, na pewno szybko uda się hormony dostroić!
OdpowiedzUsuńO, nie wiedziałam :) Gratulacje!!
Usuńoj tak, najgorzej to się psychicznie zapętlić - czemu nie mogę zajść itd... czasem sama rozmowa w klinice z lekarzem wiele daje :)
OdpowiedzUsuńChyba każdy kto planował ciąże przechodził przez to. Jestem młoda -mam 24 lata- więc pomyślałam co to za problem. Nie nakręcałam się też, że to tak od razu, ale i nie przygotowywałam się specjalnie- wyliczanie dni płodnych, sprawdzanie owulacji etc. My poprostu przeszliśmy do działań. Każde opóźnienie miesiączki przychodziło z nadzieją na nasz cud, testy 1,2,3 negatywny. Powiedziałam sobie STOP, nie popadajmy w paranoje. Sex nie ma być produktem ubocznym. W momencie w którym odpuściłam po ok 9 m-cach był strach- gdzie mój okres?? Testy negatywne, brak okresu 30 dni ponad więc pewnie jestem chora i na dodatek te złe samopoczucie. Wizyta u lekarza- nic nie widzi. Czekać. Koleżanka która na siłę zmusiła mnie do zrobienia testu. Robię i patrzę 1 kreska - eee nic już nie będzie, odwracam się a po chwili mały, ledwo widoczny cień drugiej. Mamy niespodziankę? wizyta u innego lekarza - gratulacje, zostanie pani mamą!
OdpowiedzUsuńPani też to usłyszy:)
dokładnie, nie ma co popadać w paranoje - ale z drugiej strony, warto skonsultować się ze specjalistą :)
UsuńMy kobiety to lubimy sobie same utrudniać czasem mam wrażenie - nic gorszego niż stres przy staraniu się o dziecko, a my same się nakręcamy ;-)
OdpowiedzUsuńplany sobie, a natura sobie - też miałam dokładny "harmonogram"... mi pomogła dopiero wizyta w klinice, poważna rozmowa i badania specjalistów - aż w końcu udało się! Polecam i pozdrawiam klinikę invimed w Poznaniu :)
OdpowiedzUsuńoj tak, czasem nic tak nie pomaga jak "doktor internet" ;-) lepiej zamiast tego wyszukać adres najbliższej kliniki typu właśnie invimed :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane zdanie: Żałoba po dziecku, którego w ogóle nie było. Sama przeżywałam to 11 razy, później II krechy i poronienie,w kolejnym cyklu juz szczesliwie sie udało. Walczylismy strasznie o to dziecko, chociaz to to jeszcze nie długo-wydawało się że to wieczność. Ale za 7 tyg przywitamy naszą córeczkę:)
OdpowiedzUsuńKochana! U nas było dlugo i cieżko. Łzy, emocje i w końcu sukces. Naszą historię poznacie na www.dzidziuskowo.pl
OdpowiedzUsuńZapraszam! Może komuś dodamy siły do dalszej walki o cud!
Jeśli masz chęć napisz na naszym fb chętnie przedstawię ci szczegóły naszej historii.
Ja też tak myślałam. Późno wyszłam za mąż, bo mając 35 lat. Po ślubie doszliśmy do wniosku, że przez chwilę nie myślimy jeszcze o dziecku, a potem się zaczęło ... z miesiąca na miesiąc brak ciąży, w końcu badania, coraz bardziej szczegółowe, mąż też się przebadał. W końcu wyszło, że mam hiperprolaktynemię i endometriozę. Leczenie przyniosło pozytywne skutki, bo zaszłam w ciążę, ale poroniłam. Znów poszukiwania przyczyn poronienia ... leczenie i jest znowu ciąża, która zakończyła się narodzinami synka :). Pozdrawiam serdecznie :).
OdpowiedzUsuń