5 paradoksów macierzyństwa
1. W trakcie porodu, darłaś się wniebogłosy, wzywając imię Pana Boga na daremno. Miałaś jednak wrażenie, że ten Bóg cię jednak opuścił (albo jak to stwierdziła podczas swojego porodu moja kuzynka - "widocznie przyjmował jakiś inny poród"), a nawet że być może wkrótce go zobaczysz, bo wydawało ci się, że tak boli, kiedy się umiera. Mimo tych wrzasków, potu i łez, po pewnym czasie dochodzisz do wniosku, że w sumie to nie było tak źle. A nawet - było całkiem fajnie. Na tyle fajnie, że masz ochotę to powtórzyć.
2. Podczas połogu wybuchasz niepohamowanym płaczem z byle powodu. Chciałabyś uciec, gdzie pieprz rośnie. Wyrzucasz sobie, że jesteś złą matką, bo miałaś pokochać dziecko od pierwszego wejrzenia, tymczasem jedyne, co wobec niego czujesz, to przytłaczające poczucie obowiązku. Z niewyspania i zmęczenia nie potrafisz budować logicznych wypowiedzi, masz wrażenie, jakby myśli w głowie przelatywały szybciej, niż jesteś w stanie je ułożyć w sensowne zdanie. Niedosypiasz przez kilka (jeśli jesteś szczęściarą) lub kilkanaście kolejnych miesięcy (a pewnie i lat), a mimo to... patrz punkt 1.
3. Wyczekujesz na każdą, nawet najkrótszą drzemkę dziecka. Gdy tylko zaśnie, jak wygłodniałe zwierzę rzucasz się w wir wszystkiego, co "powinnaś", "musisz", "chcesz", modląc się w duchu o to, żeby te chwile spokoju trwały jak najdłużej. Ale kiedy mija trzecia godzina, zaczynasz czuć się nieswojo. Jakoś tak cicho, nudno. Wpatrujesz się w okrągłą buźkę, myśląc "jak długo jeszcze zamierzasz spać?". Tęsknisz, zwyczajnie tęsknisz.
4. Choć tego czasu na swoje sprawy masz o wiele mniej niż przed nastaniem ery dziecka, jesteś w stanie zrobić więcej, szybciej, lepiej. Może to lepsza organizacja, a może kwestia poukładania priorytetów.
5. Gdy już miną zawieruchy niełatwych początków macierzyństwa, z każdym dniem odkrywasz swoje dziecko na nowo. I kiedy wydaje ci się, że mocniej kochać nie można, wkrótce przekonujesz się, jak bardzo się myliłaś. Patrzysz na tę niewinną istotkę i ściska cię w sercu, oczy robią się mokre i zastanawiasz się, czy ta lawina uczuć osiąga kiedykolwiek punkt kulminacyjny. Tak, teraz już wiesz, co znaczy (dosłownie) bezgraniczna miłość.
Ah, marzy mi sie druga ciaza! Wszystko prawda co piszesz.
OdpowiedzUsuńszczególnie pod ostatnim punktem podpisuję się obiema rękami i nogami!
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, czy tez tak bedzie to u mnie wygladac :) po porodzie wroce chyba do tego posta i sprawdze, haha!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie, Panna O ❤
Jak zwykle świetnie napisane :) i zgodzę się tu ze wszystkim.
OdpowiedzUsuńW lutym już będę mogła tego doświadczyć osobiście... Chyba, że synek się pośpieszy, ale lepiej, aby siedział do końca. :)
OdpowiedzUsuńSama prawda, szczególnie punkt trzeci. ...
OdpowiedzUsuńSzczególnie bliski jest mi punkt czwarty :) Nigdy nie posądzałabym siebie o to, że jestem w stanie ogarnąć w ciągu dnia tyle spraw! Muszę jednak nie zgodzić się z pkt nr 1. Poród wspominam cudownie. Mimo bólu i łez - nie miałam ani grama uprzedzeń czy jakielkowiek traumy. Już rodząc mówiłam, że chce kolejnego szkraba :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam: Aronkowa.blogspot.com
Ale właśnie ja się z Tobą całkowicie zgadzam :) Mimo bólu i łez też uważam, że poród jest cudowny i nie mam absolutnie żadnej traumy :) Nie mogę doczekać się kolejnego :)
UsuńNoworodek lubi szum :) http://www.kreatywna.pl/styl-zycia/dziecko/noworodek-lubi-szum/
OdpowiedzUsuń