Jak przebiega wizyta patronażowa położnej?
Kiedy byłam w ciąży, obiło mi się o uszy coś takiego jak "wizyta patronażowa". Nie wiedziałam kompletnie, na czym to polega i skąd jakaś położna ma wiedzieć, że urodziłam. Jeśli więc są tu mamy, które wkrótce urodzą i też zastanawiają się, o co chodzi, zamieszczam kilka podstawowych informacji.
Jak wybrać położną?
To dość obszerny temat. Generalnie każda kobieta powinna posiadać "swoją" położną (tak jak i pielęgniarkę) w ramach podstawowej opieki zdrowotnej. Jeśli jednak takowej nie mamy bądź chcemy ją zmienić, wypełniamy tzw. deklarację wyboru (dostępna np. tu) i składamy w wybranej placówce. Warto zapoznać się z położną już w ciąży, bowiem od 21. tygodnia KAŻDEJ (ubezpieczonej w NFZ) kobiecie przysługują BEZPŁATNE spotkania edukacyjne. I ta sama położna (o ile jej nie zmienimy) będzie odbywać wizyty patronażowe.
U mnie wyglądało to tak, że rodziłam w Krakowie, na Ujastku, ale pierwsze trzy miesiące spędziłam u rodziców w Tarnowie. W Tarnowie też miałam wybraną położną w ramach NFZ. Nie spotykałam się z nią, będąc w ciąży. Dopiero po porodzie zadzwoniłam do przychodni, że urodziłam i że będę pod wskazanym adresem. Gdybym pozostała w Krakowie, musiałabym wybrać położną właśnie tam.
Czy wizyty patronażowe są obowiązkowe i jak często się odbywają?
Ponoć są dobrowolne, ale jednak prawda jest taka, że jeśli kobieta odmówi takich wizyt, może narazić się na to, że zapuka do jej drzwi ktoś, kto zainteresuje się, dlaczego odmówiła. W praktyce więc są obowiązkowe. Położna powinna się zjawić w ciągu kilku pierwszych dni po porodzie - jeśli dobrze pamiętam, u mnie była ok. 3-4 dnia. Ile tych wizyt jest? To już kwestia dość niejednoznaczna. Powinno ich być kilka, ale wiem, że niektóre mamy skarżą się, że położna pojawiła się raz i na tym się skończyło. U nas była 6 razy. Za każdym razem podsuwała kartkę do podpisania, aby potwierdzić, że wizyta się odbyła, co dodatkowo by sugerowało, że są one jednak obowiązkowe.
Jak wygląda wizyta patronażowa?
A w tej kwestii to już w ogóle rozbieżności są olbrzymie. Wszystko zależy od położnej, jej kompetencji, empatii i tego, czy zawód wykonuje z powołania, czy z przymusu lub przypadku. Mojej położnej przyznałabym punktów, powiedzmy, 8/10. Sympatyczna kobieta, otwarta, niewywyższająca się, z dużą wiedzą. Starała się pomóc z przystawianiem Lenki do piersi. Powiedziała, jak dokładnie czyścić kikut pępowinowy, przycięła go też odpowiednio, bo okazało się, że w szpitalu zostawili go za dużo, co utrudniało nam kąpiele i ubieranie. Z drugiej strony wizyty trwały... za długo. I to nie dlatego, że poruszała jakieś ważne tematy dotyczące opieki nad dzieckiem, ale dlatego, że była po prostu straszną gadułą i dwie godziny potrafiła opowiadać o ulubionych filmach, zespołach itd. itp. Było to po prostu okropnie męczące, a że połóg sam w sobie jest męczący - w pewnym momencie miałam już dość słuchania i nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu sobie pójdzie.
A u Was jak przebiegały takie wizyty? Jesteście z nich zadowolone?
Osobiście nie byłam zadowolona z jej wizyt. Na każdej nową nieprawidłowości u córki znajdowała, a po wizytach u lekarzy specjalistów okazywało się, że to jej widzi mi się, bo u dzieci takie zachowania są normalne. Po chyba 3 wizycie na której stwierdziła, że dziecko obraca się z pleców na brzuszek dopiero gdzieś około 7 - 8 miesiąca to więcej jej nie zaprosiłam na wizytę. I oczywiście najważniejsze - nieśmiertelne werandowanie. Temperatura na zewnątrz w okolicach 30 stopni, a ona kazała dwa tygodnie werandowac. Mnie w ogóle nie oglądała - a powinna, dotego przy karmieniu małej nie pomogła nawet trochę, a miałam problemy z przystawianiem. Tak więc nie byłam zadowolona z jej wizyt i oceniła bym ją na 2/10.
OdpowiedzUsuńJa w pierwszej ciąży nie wypełniłam deklaracji wyboru położnej, więc została mi właściwie narzucona. Była 4 razy, oprócz tego dzwoniła i pytała czy wszystko w porządku, jak czy mam jakieś pytania itd. Całkiem miła, ale jednak zadowolona nie jestem. Wmówiła mi dietę matki karmiącej i to w wersji naprawdę hardcorowej - zero nabiału, strączkowych, kapusty, cytrusów, cebuli, czosnku, gazowanego, słodyczy, ale też żadnych surowych owoców i warzyw. Płakałam nad talerzem, bo nie wiedziałam co ja w ogóle mam jeść - na szczęście po kilku dniach trafiłam na blog Hafiji i zmądrzałam ;) Położna kazała też dawać Zosi do picia wodę (i mówiła, że obojętnie czy samą czy z glukozą), żeby szybciej jej schodziła żółtaczka. Kazała mi liczyć i zapisywać karmienia i nie pozwalać dziecku traktować piersi jak smoczek. Miałam wiedzę w tym temacie, a jednak ona podważyła ją całkowicie. Czułam się też bardzo źle z tym, że ściskała moje piersi, żeby sprawdzić czy "mam pokarm" - tak jakby nie mogła uwierzyć na słowo, kiedy ja tak mówię. Tym razem wybiorę inną położną, albo uprę się przy tym, że takie wizyty są dla mnie całkowicie zbędne.
OdpowiedzUsuńU Podopiecznej była dwa razy. Raz jak byka maleńka. Drugi raz jak.miała ok10mcy! jakby przypomniała sobie..I to przyszła znienacka, akurat ja byłam w domu.
OdpowiedzUsuńU Podopiecznego była raz. Tuż po narodzinach. Ta sama :))
www.swiat-wg-anuli.blogspot.com
Raczej nie byłam zadowolona. Dość natrętna kobieta, którą na głowę ściągnęła mi teściowa bez mojej wiedzy. Wymeczyla mnie strasznie jeśli chodzi o karmienie piersią, po pół godziny masowała mi niby piersi co miało dać efekt. Po trzecim spotkaniu, gdy Junior ryczał ze zmęczenia od przystawiania doszła do wniosku, że jednak może faktycznie nie mam pokarmu - o EUREKA!
OdpowiedzUsuńKikuta na 3 wizycie praktycznie oderwała bo odchodził... ogólnie nic nowego się od niej nie dowiedziałam.
Czyścila nos Juniorowi za pomocą wacikow zwiniętych w rulon :O
Przy każdej wizycie czekałam, aż sobie pójdzie.
U nas było bardzo w porządku. Miła pani, całkiem konkretna. Krótko, zwięźle i na temat. Nie mogę złego słowa powiedzieć i bardzo dobrze wspominam jej wizyty. A też miałam z góry narzuconą bo dzieciaczek do innej przychodni zapisany niż ja.
OdpowiedzUsuńU nas też wizyty zdecydowanie były za długie... Ja marzyłam o odpoczynku i spokoju, a położna potrafiła się tak rozgadać, że krótka wizyta przeradzała się w godzinną... Przez to tak średnio to wspominam. Ale pomogła mi z szwami, które były źle złapane i po przecięciu wreszcie mogłam siadać!
OdpowiedzUsuńJa bym chciała, żeby była godzinna wizyta - u nas nieraz siedziała 2-3 godziny...
UsuńU nas pojawiła się tylko dwa razy (wiem, że przewidzianych było 6 wizyt). W sumei to się cieszyłam, bo nic nowego nie przekazywała, miałam wrażenie, że wiem więcej. Na szczęście wizyty były krótkie, bo w ogóle nie miałam na nie chęci. Najlepiej gdyby nie było ich w ogóle :D
OdpowiedzUsuńmoja położna była bardzo miła i kompetentna choć wzięła mnie z zaskoczenia i zadzwoniła, że stoi pod domem - byłam kompletnie nieprzygotowana!
OdpowiedzUsuńPołozna nie ma obowiązku informowania o przyjeździe. Wręcz przeciwnie powinny być wizyty niezapowiedziane.
UsuńBzdura. Położna nie ma prawa przyjść niezapowiedziana. Ludzie nie mają obowiązku być w domu na jej skinienie. Ja po urodzeniu dziecka usłyszałam, że ma przyjść 6 razy. W tym raz gdy syn skończy miesiąc. Ale od razu powiedziałam, że wyjeżdżam wcześniej i nie będę czekać. Bez przesady.
UsuńU nas była naprawdę fajna. Pierwsza wizyta trwała dłużej, a kolejne tylko chwilkę. Co mi się nie podobało to, że wpadała niezapowiedziana — zazwyczaj wtedy jak w domu był największy rozgardiasz ;)
OdpowiedzUsuńNajśmieszniejsze jest to, że takie wizyty przysługuję każdej kobiecie, a w praktyce jest zupełnie inaczej, bo w zasadzie mało która kobieta o tym wie... Właśnie jestem w końcówce 21 tygodnia i chyba zacznę poważnie zastanawiać się nad tą kwestią.
OdpowiedzUsuńWarto skorzystać, zwłaszcza że spotkania te są bezpłatne. Zamiast zapisywać się na szkołę rodzenia :)
UsuńA gdzie trzeba taką deklarację oddać? Do szpitala czy przychodni? Co jeśli takiej deklaracji nie zlożymy, czy wtedy szpital w którym rodziłam sam mi przydzieli taką położna na wizyty w domu?
OdpowiedzUsuńDeklarację składasz w przychodni podstawowej opieki zdrowotnej, która ma podpisany kontrakt z NFZ. Czyli np. tam, gdzie masz zwykle też lekarza pierwszego kontaktu. Choć oczywiście położna wcale nie musi być z tej samej przychodni: w innej przychodni możesz mieć lekarza rodzinnego, a w innej położną.
UsuńBędąc w szpitalu, dostajesz do wypełnienia dokument, w którym wskazujesz przychodnię, w której masz wybraną położną (i jej nazwisko, jeśli je znasz, warto zapisać sobie te informacje na kartce). Położną można zmienić bezpłatnie dwukrotnie w ciągu roku, czyli nie jest tak, że jak wybierzesz, to jesteś skazana na tą konkretną do końca życia.
Szczerze powiem, że nie wiem, czy szpital informuje przychodnię - ja sama zadzwoniłam po powrocie do domu, że już wyszłam i kiedy mogę spodziewać się położnej.
Co do ostatniego pytania: pewna nie jestem, ale szpital raczej nie przydziela, to zadaniem rodzącej (a nawet teoretycznie obowiązkiem) jest wybór położnej środowiskowej. Jeśli urodzi, a jeszcze nie ma jej wybranej, to podejrzewam, że po prostu musi to zrobić jak najszybciej i po wybraniu przekazać informację szpitalowi, że to zrobiła. Tak mi się wydaje :) Najłatwiej jest po prostu jeszcze w ciąży dokonać takiego wyboru i złożyć deklarację.
A, jeszcze jedna rzecz: sprawdź, czy już tej położnej nie masz wybranej. Bardzo często jest tak, że jeżeli należymy od lat do tej samej przychodni, to taką położną mamy już wpisaną. Ja tak np. miałam: nie składam deklaracji, bo już miałam "przydzieloną" położną - podejrzewam, że jeszcze rodzice jak mnie zapisywali do danej przychodni, to złożyli za mnie deklarację wyboru i lekarza, i położnej. Bo do tej samej przychodni należę od dziecka.
Uff, mam nadzieję, że nie namieszałam. Najłatwiej będzie skontaktować się z przychodnią, do której należysz i zapytać, czy masz "swoją" położną wpisaną. Jeśli nie - wydrukuj deklarację i złóż ją w wybranej przychodni. Nie warto czekać do samego porodu, żeby później nie zawracać sobie tym głowy :)
Ona po prostu jest prawdziwą kobietą, uwielbia gadać. Ale ze względu na swój zawód powinna wiedzieć, że w połogu wszystko się zmienia, a przede wszystkim nasze chęci
OdpowiedzUsuńJa bardzo miło wspominam moją położną. Gdy urodziłam córkę, byłam nieletnia i wtedy potrzebowałam pomocny położnej. Mimo pomocy mamy, ktora miała duze doświadczenie w tym temacie, przydałby się ktoś, kto spojrzalby fachowym okiem na moje malenstwo. Jednak polozna przyszla raz, ukrecila malej pępek i tyle ja widzialam. Juz rok.później zmieniłam przychodnie i po drugim porodzie odwiedzala nas bardzo mila kobieta,ktora poznałam jeszcze podczas pobytu na patologii ciazy. Byla bardzo pomocna i sympatyczna. Pomagała w kontakcie z lekarzem i przy problemach z pielęgnacją. Wizyty zawsze były uzgadniane w wcześniej i trwały tyle, ile powinny. Teraz również korzystam z usług tej pani. Po urodzeniu przyszla na sale i zapytala, czy jestem zadowolona i czy zycze sobie, to ona mnie odwiedzala. Zapanietala mnie, mimo iz zmieniłam nazwisko i minelo siedem lat. Poraz kolejny jestem zadowolona. Przynosi wagę. Wiem dzięki temu, jak rośnie mój synek. Poza tym mimo, iż to trzecie dziecko, to pomoc mi się bardzo przydaje. Tym bardziej, że mąż nie pracuje na miejscu, a synek mial pieluszkowe zapalenie skory i to, co w przypadku poprzednich dzieci pomagalo, teraz zawiodlo. Mysle, ze nie zawsze położna to zlo konieczne,a fakt, ze przyjdzie i sprawdzi jak miewa sie nasza pociecha, jest czyms najgorszym na świecie. Każdy dzidziuś jest inny i nigdy nie wiadomo, jak bedzie reagowal na pielegnacje. Pepek tez obecnie pielegnuje sie inaczej niz 10 lat temu i pierwszy raz widzialam naturalny kolor gojacego sie pepka. Zawsze fioletowy wygladal inaczej i położna byla na moje zawolanie, gdy balam sie, ze coś jest nie tak. Nigdy nie skomentowala tego, ze to trzecie dziecko, a ja nie wiem, jak sobie poradzić.
OdpowiedzUsuńBardzo dobry wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńA ja powiem, że np w Niemczech polazna wybierasz sobie sama jeszcze w ciazy. Ja nie wybralam i nikt do mnie nie przyszedl. I bardzo dobrze :p
OdpowiedzUsuń