Matka też kobieta: tusz Pupa Ultraflex
Nie wyobrażam sobie dnia bez tuszu do rzęs. Nałożenie tuszu było pierwszą, no dobrze - drugą, rzeczą, jaką zrobiłam po porodzie. Urodziłam, chwilę odpoczęłam, wstałam, umyłam się i nałożyłam tusz. Serio. Taki drobiazg, a od razu poprawia samopoczucie.
Teraz na tapecie jest tusz Pupa Ultraflex. Mąż nieustannie ma ubaw, słysząc tę nazwę, a ja nieustannie mu tłumaczę, że nazwa ta nie jest polska. Ale to taki off top.
Wrażenia? Super. Kolor tuszu to głęboka czerń. Dlaczego piszę o tak oczywistej oczywistości? Bo czasem odnoszę wrażenie, że stwierdzenie "czerń" przy innych tuszach do rzęs oznacza coś bliżej nieokreślonego, generalnie ciemnego, ale jakiegoś takiego nijakiego. Tu jest czerń - i kropka.
Tusz Pupa Ultraflex rewelacyjnie trzyma się na rzęsach. Nie kruszy się, nie rozmazuje. Doskonale prezentuje się od rana do wieczora. Świetnie podkreśla rzęsy, wydłużając je i pogrubiając. Nie robi tego jednak w agresywny sposób - rzęsy nie wyglądają na pociągnięte smarem do silnika, są idealnie rozdzielone, nieposklejane, wyglądają naturalnie i po prostu ładnie. Tusz nie radzi sobie w chwilach wzruszenia, ale też nie można tego od niego oczekiwać, bo nie jest wodoodporny. Ale z drugiej strony - bardzo łatwo zmywa się go zwykłym płynem do demakijażu (przy tuszach wodoodpornych musiałam zdzierać je z rzęs płynami dwufazowymi).
Cena: ok. 20 zł.
To, że łatwo się zmywa - dla mnie na wagę złota. Mam ochotę wypróbować:)
OdpowiedzUsuńNaprawdę polecam :)
UsuńJa też nie wyobrażam sobie dnia bez tuszu :) Od razu się lepiej czuję! Przy małym dziecku musi to być dobry tusz, żeby raz dwa nałożyć i gotowe :)
OdpowiedzUsuń