Giorgia Cozza 'Dziecko bez kosztów', czyli nie potrzeba niczego
Nie będę odkrywcza, stwierdzając, że tuż przed porodem (a nawet wcześniej) przeciętną kobietę ogarnia ponadprzeciętna chęć kupowania. Wszystkiego. Pięćdziesiątych śpioszków, bo takich w słoniki przecież jeszcze nie ma, setnych skarpeteczek, no bo przecież takie urocze, samobujającego się leżaczka i grająco-migającego nocnika z uszami Myszki Miki, choć nie przyda się pewnie przez co najmniej najbliższy rok.
W takim świecie żyjemy. Chcemy kupować i to robimy. Czasem z rzeczywistej potrzeby, a czasem z potrzeby wykreowanej przez reklamy bądź inne mamy, które nakupiły bezużytecznych gadżetów i w podobne maliny z czystej złośliwości chcą wpuścić swoją koleżankę (może przesadzam, ale pewnie takie też się znajdą). Giorgia Cozza, autorka poradnika po niekupowaniu Dziecko bez kosztów, stara się przekonać czytelników, żeby nie szli tą drogą. Próbuje wymierzyć takiego delikatnego policzka, żeby nas nieco otrzeźwić. Czy ma rację i - co najważniejsze - czy robi to przekonująco?
Moim zdaniem, niespecjalnie.
Już na pierwszych stronach autorka kilkakrotnie powtarza, że noworodek nie potrzebuje wiele, nie potrzebuje praktycznie nic, oprócz ramion i piersi mamy, czyli miłości i mleka. Co już z miejsca mnie odrobinę zniechęciło do dalszej lektury, bo, owszem, o ile bez wielu gadżetów można się obejść, to jednak nie popadajmy w drugą skrajność i nie starajmy się przekonywać innych, że do życia wystarczą woda, leśne owoce i szałas (może i wystarczą, ale co to za życie?). I proszę bardzo - w kolejnych rozdziałach można przeczytać, że faktycznie, miłość i pokarm (najlepiej mleko matki) są najważniejsze, ale jednak nie obejdziemy się bez kilku innych rzeczy, takich jak fotelik samochodowy, pieluszki (choć niektórzy porywają się na wychowanie bezpieluchowe, co wg mnie jest niepotrzebnym zawracaniem sobie głowy, ale to moje bardzo subiektywne zdanie) czy wózek albo chusta, bo w czymś nosić/wozić trzeba.
Doceniam starania autorki, która chce nam przypomnieć, że czasem kupujemy dużo za dużo. Ale z drugiej strony, jeśli ktoś faktycznie z gadżetów korzysta i stać go na nie, to właściwie - czemu miałby ich nie kupować? Trzeba też wziąć pod uwagę, że gromadzenie wyprawki odbywa się nie tylko z konieczności, ale również dla czystej przyjemności. Wg mnie rezygnowanie z wszelkich zakupów, pozbawia nas czegoś fajnego, czegoś, co w pewnym sensie stanowi element psychicznego przygotowania się do nowej roli.
Zamysł poradnika szczytny, ale... nieprzekonanych i tak nie przekona. Książka trafi raczej w gusta tych, którzy rzeczywiście chcą oszczędzić jak najwięcej, są zwolennikami życia jak najbliższego naturze i jak najmniej szkodzącego środowisku. Tylko że oni prawdopodobnie wiedzą już wszystko to, o czym pisze Giorgia Cozza.
3 komentarze: