Mata edukacyjna Tiny Love Kick & Play
Od początku wiedziałam, że matę na pewno kupimy. Czekałam tylko na odpowiedni moment. Odpowiedni - czyli jaki? Taki, gdy maluch zaczyna się na poważnie interesować otoczeniem. Matę zakupiliśmy więc w okolicach 3. miesiąca życia Lenki. I okazała się strzałem w dziesiątkę.Lenka uwielbiała się na niej bawić. A potrafiła to robić całkiem sama nawet przez godzinę, co - nie ukrywam - bardzo mnie cieszyło, bo pozwalało w tym czasie nieco ogarnąć mieszkanie i siebie. Dlaczego napisałam "uwielbiała"? Bo teraz, gdy Lenka w tempie błyskawicy pełza i turla się (a i powoli zaczyna raczkować), mata poszła w odstawkę. Mata to już za mały wybieg, teraz na topie jest cała podłoga.
To teraz kilka słów konkretnie o macie od Tiny Love. Na powierzchni maty znajduje się kilka elementów przyciągających uwagę dziecka (ale raczej już takiego, które lubi leżeć na brzuszku): są i szeleszczące fragmenty, i piszczące. Na łukach natomiast zawieszone są różne zabawki: dzwoniące, brzęczące czy w formie gryzaków. Lence bardzo przypadły do gustu, często więc zabierałam je również na spacer. I tu kolejny plus: zabawki mocowane są do łuków za pomocą takich specjalnych kółek, dzięki którym można przypinać je również do wózka czy fotelika.
Mata wyposażona jest dodatkowo w bezpieczne lusterko. Tu mam mieszane uczucia. Lusterko nie wzbudzało u Lenki większego zainteresowania. Zajrzała w nie może raz, dwa razy (jeden z tych razów uwieczniony na zdjęciu powyżej). Lusterko więc zdjęłam i leżało nieużywane na szafie. Odniosłam wrażenie, że jego powierzchnia jest zbyt matowa i dlatego nie spotkało się z entuzjazmem. Drugim elementem jest grający moduł, który wydaje dźwięki, gdy maluch w niego uderzy stopą bądź dłonią. Niby fajnie, ale też zauważyłam kilka minusów. Po pierwsze, jak to zwykle bywa, dźwięki są zbyt głośne. W ruch więc poszła taśma izolacyjna, którą zakleiłam głośniczek. Po drugie, tylko dwie opcje do wyboru: coś w stylu zwierzęcych odgłosów i melodia Mozarta. Jak dla mnie (za taką cenę) to trochę za mało. I po trzecie, niby w moduł trzeba pacnąć, żeby zadziałał, a nieraz bywało tak, że wystarczyło stanąć w jego pobliżu i już grał.
Podsumowując, wg mnie mata jest świetną zabawką. Idealna propozycja dla niemowląt w wieku 3-6 miesięcy. Niby krótko, ale i tak uważam, że warto. Bez wahania mogę polecić każdemu rodzicowi (szczególnie takiemu, który chciałby mieć czasem chwilę dla siebie). Ale czy akurat poleciłabym matę Tiny Love? Mata kosztuje ok. 220 zł. Biorąc pod uwagę wymienione przeze mnie wady, za drugim razem zdecydowałabym się chyba jednak na coś tańszego.
Zobacz również:
Łuk z zabawkami Tiny Love Las przygód
U nas również mata się sprawdziła, córka lubiła się w niej bawić - oczywiście przez pewien czas. Teraz niestety wywraca, szarpie matę, no i z niej ucieka ;) Ale jeszcze czasem ja do niej wkładam, tak w ramach urozmaicenia dnia.
OdpowiedzUsuńŁomatko, 220 zł na 3 miesiące! Ja to jakaś skąpa jestem albo mnie to przerasta.
OdpowiedzUsuńTo dużo, no ale cóż, myśleliśmy, że trochę dłużej posłuży :)
UsuńMatę mamy i lubimy :) Choć na razie zabawki są mało interesujące, lepiej jak mama się kładzie na matę ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie dziś mówiłam mężowi, że musimy rozejrzeć się za jakąś matą dla naszego maluszka i trafiam na taki post- dziękuję ;d Przynajmniej wiem, na co zwrócić uwagę i której maty nie brać :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że pomogłam :) Mata Tiny Love nie jest zła, ale na pewno można kupić taniej równie fajną.
UsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń