Kiedy macierzyństwo zaczyna cieszyć?
Na takie pytanie natrafiłam na jednym z parentingowych fanpejdży. W pierwszym odruchu można pomyśleć, że temat głupi i absurdalny, bo przecież macierzyństwo cieszy do pierwszej sekundy, a nawet jeszcze zanim dziecko się urodzi.
Jak jest naprawdę?
Niektóre mamy, owszem, pisały, że od samego początku poczuły, że dostały skrzydeł i tak sobie wesoło fruną przez czas zwany macierzyństwem. Od czasu do czasu tylko dotykając ziemi, gdy akurat bobas nie chce zasnąć, wychodzą mu ząbki albo zrobi kupę po pachy. Z kolei inne mamy (podejrzewam, że te nieco bardziej szczere) przyznawały, że trochę na tę radość musiały zaczekać. Jeszcze inne, może przesadnie pesymistyczne, twierdziły, że na to "cieszenie się" czekają już kilka lat i ani widu, ani słychu.
Jak było u mnie?
Mnie macierzyństwo zaczęło sprawiać satysfakcję mniej więcej po trzecim miesiącu. Tak, miesiącu. Nie po trzecim dniu czy tygodniu. Miesiącu. A więc wtedy, gdy produkcja mleka w końcu (!) się unormowała i nie musiałam walczyć z zastojami. Gdy hormony się uspokoiły i nie czułam się jak w nieustannym PMSie. Gdy Lenka przestała być nieporadnym robaczkiem, a istotką, której coraz lepiej idzie nawiązywanie kontaktu z otoczeniem. Gdy w pełni obudziła się we mnie macierzyńska miłość.
A teraz ja sobie tak zaczęłam fruwać, od czasu do czasu dotykając ziemi, gdy Lenka wierci się w nocy, zamiast spać albo gdy wrzeszczy wniebogłosy podczas wychodzenia na spacer.
Kiedy mała miała miesiąc przyjechała moje mama i mnie w wielu rzeczach odciążyła, mogłam skupić się na porządnym nakarmieniu Miłki, ona zajęła się obiadem, sprzątaniem, prasowaniem, itd. Mimo wszystko wydaje mi się, że jeszcze wtedy nie potrafiłam o sobie powiedzieć "mama". Musiałam do tego dojrzeć. Karmienie piersią zaczęło mi sprawiać przyjemność jak u Ciebie - po około 3 m-cach. Było ciężko, zwłaszcza wtedy, kiedy Marcin pracował po 12h dziennie, a ja nie miałam komu oddać córki choćby na krótki spacer. Teraz to już zupełnie inna bajka - mała jest mega kontaktowa, cieszy się, śmieje, niemal można z nią "pogadać" (ma 15 m-cy). Nie potrafię dokładnie stwierdzić, kiedy zaczęłam się cieszyć tym macierzyństwem zupełnie świadomie (pierwszy miesiąc byłam w totalnym szoku, zachwyt i przerażenie jednocześnie!), jednak wiem, że teraz to czuję, że "to jest to". A matki, które po kilku latach nadal nie potrafią się cieszyć macierzyństwem - kurwa, współczuję! (sorry)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ja chyba po dwóch miesiącach poczułam "tą" miłość. Kiedy Michaś zaczął się uśmiechać i mniej marudzić. Teraz też czasami jest ciężko, ale za nic nie chciałabym tego zmieniać.
OdpowiedzUsuńA ja nie wiem czy to już to czy jeszcze nie:)
OdpowiedzUsuńKiedy Zosia ma dobry humor i jest w komunikatywnym nastroju to jest cudownie i uwielbiam to. Natomiast kiedy Zo ma epizod marudy albo wpada w histerię jest mi ciężko. Ciężko to zaakceptować i wtedy nie wiem, czy to już to czy jeszcze nie...
Kurcze ja jakoś w ogóle się nad tym nie zastanawiam. Czuję, że wszystko dzieje się tak naturalnie. Wiadomo, że bywało ciężko, bo mąż był w domu tylko 2 tygodnie, a potem byłam ze wszystkim sama, ale też chciałam być sama i od początku postawiłam mamie i teściowej, które rwały się do pomocy, jasne granice.Od początku czuję, że z córką mamy jakąś symbiozę, nie ochy achy motylki i serduszka, tylko jakieś względne porozumienie i naturalne współistnienie.
OdpowiedzUsuńTo u ciebie tak dobrze. U mnie ten czas przyszedł, gdy synek miał już 7-8 miesięcy. Podejrzewam, że wcześniej to jakaś cholerna depresja była. Grunt, że teraz jest dobrze i cieszę się z każdego uśmiechu, słowa, przytulenia itd :-D
OdpowiedzUsuńTo ja z tych mniej szczerych ;) Mnie cieszy od początku i wcześniej. Problemy też mnie cieszą, bo a) uczą, b) mijają - i ta świadomość pomaga. A to, że pierwszy miesiąc przeleciał na autopilocie - cóż, może się tego nie spodziewałam, ale taki urok. Przy następnym nie będę po prostu taka harda, tylko wrzucę na luz, żeby jeszcze pełniej i spokojniej wszystko przeżywać.
OdpowiedzUsuńDobrze, że ktoś potrafi napisać taki post i nie boi się krytyki. Niestety zewsząd się słyszy, że macierzyństwo od początku to piękna sprawa a wiadomo, że nie u wszystkich tak jest. Dzięki za taki post.
OdpowiedzUsuńJeżeli dziecko staje się bardziej komunikatywne i potrafi lepiej wyrażać swoje potrzeby to jest to niesamowita ulga. Bardzo stresujące jest, gdy dziecko płacze, a my nie do końca wiemy z jakiego powodu. Trudno wtedy mówić o tym przysłowiowym fruwaniu.
OdpowiedzUsuńRacja. Najlepsza radość sprawia jak już jest wszystko w normie i można wtedy też zauważyć więcej rzeczy.
OdpowiedzUsuńTrzeci miesiąc za nami... A mnie nadal nie sprawia satysfakcji. Mówią, że pół roku nawet nawiązuje się więź. Byle do Świąt...
OdpowiedzUsuńNiedługo zacznie, początki są ciężkie. Dla mnie trzy pierwsze miesiące były najtrudniejsze i pamiętam je jak przez mgłę... Jakbyś chciała "pogadać", to pisz matkaporazpierwszy@gmail.com :)
UsuńJestem mamą od 24 czerwca i jak tego pięknego dnia uśmiech nie schodził mi z twarzy, tak później zaczął się horror. Codzienny płacz, niechęć do córci i złość na cały świat. Po dwóch miesiącach pokochałam córkę, ale nie umiem się pogodzić z tym zmarnowanym czasem. Pomocy!!
OdpowiedzUsuńCzemu nie umiesz się pogodzić? Ja ostatnio zdałam sobie sprawę z tego, że tak naprawdę niewiele pamiętam z 3 pierwszych miesięcy. Byłam tak zmęczona, zdołowana problemami z kp i wszystkim innym, że cały ten okres mi się jakoś zamazał w pamięci. Trudno, cóż zrobić... Naprawdę, nie zadręczaj się tym, tylko ciesz teraźniejszością :)
UsuńDlaczego? Bo jestem na siebie zła, bo uważam, że gdybym była silniejsza to udałoby mi się tego uniknąć, że gdybym się bardziej starała z tego wyjść to teraz byłabym szczęśliwa, bo wszystko sobie wymarzylam inaczej, bo mam wrażenie, że skrzywdziłam córkę, bo boję się, że za kilka lat będę ten cZas źle wspominać, bo obawiam się że tak mi zostanie i nie będę juz sobą...
OdpowiedzUsuńAle to przecież było niezależne od Ciebie... Nie można mieć wpływu na baby blues po porodzie. Poza tym przecież córka nie będzie o tym czasie kompletnie pamiętać. Jakbyś chciała, napisz do mnie: matkaporazpierwszy@gmail.com
UsuńMoja sytuacja różni się tym, że córka była grzeczna, więc skąd baby blues?? Ja sobie wszystko wymyslilam i to tak nie wyszło. Więc się zalamalam. To wina mojego charakteru. Ja za to odpowiadam.
OdpowiedzUsuńMoja córka też była bardzo grzeczna i miałam koszmarny baby blues. Przecież baby blues to wina hormonów, nie charakteru, a na hormony nie masz ŻADNEGO wpływu. Nie odpowiadasz za to, w żadnym razie.
UsuńTrochę po czasie, ale dołączę się. Mi macierzyństwo nie sprawia radości, córka ma 4,5 miesiąca, kocham ją nad życie ale dobija mnie ta odpowiedzialność i ciągłe problemy, zaczęło się od kłopotów z pępkiem, goił się miesiąc, wdał się stan zapalny, pediatra straszyła nas sepsą, potem wyszła alergia pokarmowa u małej, więc i dieta dla mnie, w trzecim miesiącu okazało się, że jej bioderka nie rozwijają się tak jak powinny, więc szerokie pieluchowanie, dzisiaj byłam na kolejnej kontroli i bioderka są lepsze ale lekarka stwierdziła, że małej trzeba założyć szynę, na samą myśl o tym co nas czeka mam ochotę uciekać, ale z drugiej strony nie mogłabym zostawić mojej perełki, dodam że mąż pracuje po 12 godzin dziennie, w ciągu dnia wpada na godzinę do domu i wraca późnym wieczorem jak już jestem padnięta po nocnym wstawaniu i pobudce o 5 rano. Do tego doszła przeprowadzka i remont mieszkania, czyli hałas, nieporządek i ciągłe sprzątanie, bo wiecznie jest proch aż skóra swędzi, plus obiad, pranie. Nie tak to miało wyglądać, myślałam że jako matka będę bardziej odporna, a tu okazało się że jestem totalnie miękka i słaba, przewrażliwiona i samotna. Obwiniam się o wszystko, o pępek, o bioderka, o alergię, o to że małą źle wychowuję bo przyzwyczaiłam ją do zasypiania na cycu itd. Wytrzymam, bo nie ma wyjścia, ale nie mogę powiedzieć, że macierzyństwo mnie uszczęśliwia.
OdpowiedzUsuńHejka ja też po czasie ale się podzielę z Wami swoją historią. Mój synek ma 2,5 miesiąca. Czasem czuje wielką miłość a czasem jestem jakby za szybą. Byłam nawet z tym u psychologa. Z racji moich przeżyć( miałam 16lat jak zmarła moja mama i musiałam zająć się młodszym rodzeństwem, do tego ojciec chlał) tak zablokowałam swoje uczucia że odtrącałam swojego syna, ba nawet urajałam sobie że mogę mu krzywdę zrobić żeby tylko go nie przytulac. Na szczęście Pani psycholog genialnie mi wytłumaczyła co się że mną dzieje. To jest relacja jak każda inna trzeba się poznać i pokochać. Mężów też nie kochamy odrazu.
OdpowiedzUsuńTeraz nie zawsze jest jeszcze dobrze ale pracujemy nad tym.
Także baby blus zależy też od naszych wcześniejszych przeżyć😉 pozdrawiam kochane i trzymajcie sie
Hejka ja też po czasie ale się podzielę z Wami swoją historią. Mój synek ma 2,5 miesiąca. Czasem czuje wielką miłość a czasem jestem jakby za szybą. Byłam nawet z tym u psychologa. Z racji moich przeżyć( miałam 16lat jak zmarła moja mama i musiałam zająć się młodszym rodzeństwem, do tego ojciec chlał) tak zablokowałam swoje uczucia że odtrącałam swojego syna, ba nawet urajałam sobie że mogę mu krzywdę zrobić żeby tylko go nie przytulac. Na szczęście Pani psycholog genialnie mi wytłumaczyła co się że mną dzieje. To jest relacja jak każda inna trzeba się poznać i pokochać. Mężów też nie kochamy odrazu.
OdpowiedzUsuńTeraz nie zawsze jest jeszcze dobrze ale pracujemy nad tym.
Także baby blus zależy też od naszych wcześniejszych przeżyć😉 pozdrawiam kochane i trzymajcie sie
Hejka ja też po czasie ale się podzielę z Wami swoją historią. Mój synek ma 2,5 miesiąca. Czasem czuje wielką miłość a czasem jestem jakby za szybą. Byłam nawet z tym u psychologa. Z racji moich przeżyć( miałam 16lat jak zmarła moja mama i musiałam zająć się młodszym rodzeństwem, do tego ojciec chlał) tak zablokowałam swoje uczucia że odtrącałam swojego syna, ba nawet urajałam sobie że mogę mu krzywdę zrobić żeby tylko go nie przytulac. Na szczęście Pani psycholog genialnie mi wytłumaczyła co się że mną dzieje. To jest relacja jak każda inna trzeba się poznać i pokochać. Mężów też nie kochamy odrazu.
OdpowiedzUsuńTeraz nie zawsze jest jeszcze dobrze ale pracujemy nad tym.
Także baby blus zależy też od naszych wcześniejszych przeżyć😉 pozdrawiam kochane i trzymajcie sie
Hej:) to kolejne miejsce w którym czytam o tym jak kobiety radzą sobie z macierzyństwem. Tak naprawdę od kiedy mój synek się urodził ciągle tylko szukam w necie potwierdzenia że inne dzieci też płaczą tak często, są marudne i trudne, a kobiety walczą z depresja, brakiem radości i satysfakcji z rodzicielstwa. To przykre ale od początku jest ciężko. Najpierw Mały był jedynym dzieckiem placzacym na oddziale, potem okazało się że ani myśl i pić z piersi. Po powrocie do domu rodzice zawiedli na poziomie wsparcia, a ja walczyłam z dołem i karmieniem. Teraz syn ma 2 miesiące. Jest cudowny i tym bardziej przykro Mi, że nieorzespane noce, jego krzyk i nerwowość nie pozwalają mi się cieszyć, a tym samym być dobra matka...czekam aż wrócę do życia i będę ta sama silna, twarda babka co kiedyś i w końcu dam Antosiowi to co najlepsze.
OdpowiedzUsuńMoja córka ma prawie 7 miesięcy. Jest bardzo wymagająca bez przerwy od dnia narodzin potrzebuje towarzystwa na 100%. Nie chciała leżeć w bujaczku nie chciała leżeć w gondoli wózka wszędzie płacz i krzyk. No i te kolki przez okropne 3 miesiące. Ta sytuacja doprowadziła do tego że boję się zostać sama z własnym dzieckiem. Kocham ją ale nie radzę sobie z macierzyństwem. Karmienie piersią nadal sprawia kłopoty ponieważ córką jest bardzo szybka i nie lubi jeść dłużej niż 5 min. A mleko nie płynie od razu strumieniem i wtedy jest krzyk. Nie wiem kiedy przyjdzie czas kiedy przestanę czuć ten okropny strach.
OdpowiedzUsuńA próbowałaś nosić ją w chuście? Może też będzie to niepopularne, co napiszę, ale jeśli kp tak bardzo Cię stresuje, to może spróbuj przejść częściowo na butelkę?
UsuńMoje dziecko ma już 15 miesięcy. Z jednej strony kocham je, uwielbiam je stroić, martwię się o jego przyszłość ale z drugiej czuję okropną obojętność. Nie sprawia mi radości zajmowanie się własnym dzieckiem i czuję że robię to tylko w ostateczności i z przymusu żeby nie płakało z nudów. Będąc w ciąży myślałam że będę czuła zazdrość gdy ktoś inny będzie brał je na ręce czy się z nim bawił. Życie jednak zweryfikowało moje myśli. Ja czuję ulgę gdy nie muszę się nim zajmować a każdego dnia odliczam tylko czas kiedy dziecko pójdzie spać i będę miała chwilę wolnego. Doszło do tego że na pytanie "gdzie jest mama?" moja latorośl pokazuje swoją babcię a ode mnie ucieka a ja wtedy czuję tylko zobojętnienie. Próbowałam zmienić swoje nastawienie ale wszystko na nic przez co czuję się taka sfrustrowana bo wiem że tak nie powinno być. W życiu bym swojej córki nie skrzywdziła i na swój sposób ją kocham ale już tyle czasu czekam na ten wybuch miłości o którym wszyscy trąbią i nie wiem czy się doczekam. Macierzyństwo w ogóle nie daje mi radości ani satyfakcji . Wiem, że nawet dla Was może to być niezrozumiałe ale mimo wszystko musiałam się wygadać bo w otoczeniu i tak nikt mnie nie zrozumie a tu przynajmniej mogę zostać anonimowa. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNiestety macierzyństwo niesie za sobą wiele trudów i problemów. Warto jednak przejść przez ciężkie chwile. Bo nie ma nic piękniejszego niż słowo mamo wypowiedziane przez dziecko.
OdpowiedzUsuń