Diagnoza: macierzyństwo
OBJAWY:
- nerwica natręctw przejawiająca się nieustannym sprawdzaniem, czy pieluszka jest sucha, woda w wanience nie za ciepła ani nie za zimna, a gaz po podgrzewaniu mleka na kuchence wyłączony;
- zadziwiająca odporność na wrzątek, który wylewa się na palce za każdym razem, gdy wyparzasz butelki;
- siła mięśni na miarę Pudziana, która rośnie z dnia na dzień, dostosowując się do powiększającej się w zastraszającym tempie wagi twojej latorośli;
- strategiczne myślenie, którego nie powstydziłby się Napoleon: w ciągu jednego epizodu drzemki dziecka jesteś w stanie umyć się, ubrać, zjeść śniadanie, odciągnąć pokarm, a więc to, na co normalnie musiałabyś poświęcić godzinę, robisz w 20 minut (... i zwykle jeszcze zdążysz przed pobudką);
- zdolność do wysypiania się w 4-5 godzin (może faktycznie jesteś spokrewniona z Napoleonem?);
- poporodowa skleroza, przez którą musisz latać po schodach góra-dół, bo przecież tak ciężko jest zapamiętać, że miałaś przynieść butelkę z mlekiem i pieluszkę;
- ból kolan związany z powyższym;
- obłęd w oczach pojawiający się po przekroczeniu progu sklepu z akcesoriami dla dzieci;
- chwilowe zaniki pamięci, gdy luby zapytuje się, na co poszło tyle pieniędzy (patrz wyżej);
- zdolność wytłumaczenia sobie, że wszystko, co kupujesz dziecku, jest absolutnie niezbędne (patrz wyżej i jeszcze wyżej);
- detektywistyczne umiejętności objawiające się wyszukiwaniem coraz to nowszych zabawek, które twoje dziecko koniecznie musi mieć, bo inaczej nie zostanie geniuszem, a że ma nim być, to chyba oczywiste (patrz wyżej, wyżej i wyżej);
- rozczulanie się na widok "zmarszczek" na tylnej stronie ud dziecka, dziurek w łokciach, włosków na uszkach i maciupeńkich paznokietków;
- łzy wzruszenia, gdy maluch spogląda na ciebie z radością w oczach, szerokim uśmiechem i przeciągłym piskliwym "aguuuuu";
- chęć pochłonięcia wszelkich możliwych poradników, które napisano na temat macierzyństwa i rozwoju dziecka (zwykle po to, żeby upewnić się, że wszystko, co robisz, robisz doskonale, a twoje dziecko rozwija się o wiele szybciej niż inne);
- przed porodem wakacje oznaczały dla ciebie plażę i drinki z palemką, teraz mianem "wakacje" określasz wyjazd do teściowej, mieszkającej w odległości 70 km od ciebie;
- pisanie notki na bloga, podczas gdy w sąsiednim pokoju babcia zabawia dziecko, bo w końcu masz 5 minut dla siebie.
DIAGNOZA:
Macierzyństwo
LECZENIE:
Dotychczas nie wynaleziono skutecznej metody leczenia. Chorej pozostaje pogodzenie się z zaistniałą sytuacją i czerpanie z niej dzikiej satysfakcji i bezgranicznej radości.
Punkt po punkcie-się zgadzam. Przed chorobą nie uciekniesz:)
OdpowiedzUsuńhehe, zdziwiłam się ostatnio jak to możliwe, że po tym jak polałam sobie rękę wrzątkiem nie było ani śladu :)
OdpowiedzUsuńDobrze prawi, polać jej! (Oczywiście w ramach choroby czegoś bezalkoholowego:)
OdpowiedzUsuńNo tak... nie jestem sama... ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie :)
OdpowiedzUsuńw samo sedno ;)
Świetne i zgadza się, ale wart wspomnienia jest fakt, że zaczyna się jeszcze przed narodzinami :D
OdpowiedzUsuńTo nie choroba, to zawód. ;D Najfajniejszy zawód świata. ;D
OdpowiedzUsuńDokładnie ;)
OdpowiedzUsuńZawód MAMA to jest coś :)
Coś w tym jest zdecydowanie:)
OdpowiedzUsuńMam to. I wygląda na to, że zarażam.
OdpowiedzUsuń