Smaki dzieciństwa
Środek lata. Zapach porannej rosy. Zielone pagórki, las, złote łany zbóż i ścieżki prowadzące donikąd. Całymi dniami buszujemy razem z kuzynką po okolicach, od czasu do czasu kładąc się na trawie i zajadając malinami. Tymi samymi malinami delektują się sarenki, podchodzące pod płot z samego rana.
Początek wiosny. Śnieg topnieje, temperatury rosną. Dziadek schodzi do piwnicy i wyciąga dwie deski, cztery łańcuchy i paski klinowe. Sprawnymi ruchami montuje wszystko na przydomowym trzepaku. Dla mnie i mojego brata staje się czarodziejem, który każdego roku z niczego konstruuje COŚ: dwie huśtawki, z których nie schodzimy od rana do wieczora, aż paski się przetrą i dziadek wykombinuje skądś nowe.
Rodzice wracają z pracy. Po obiedzie wsiadamy wszyscy do wysłużonej syrenki i jedziemy na działkę. Popołudnie spędzamy z bratem na przeskakiwaniu przez kopki siana, co chwilę umyślnie wpadając w nie i zanurzając się w powalającym zapachu. Mama z tatą w tym samym czasie zbierają truskawki i marchewki. Po powrocie do domu z truskawek i kefiru powstanie koktajl, a z marchewek - sok: smaki, które nieodłącznie kojarzą mi się z dzieciństwem i beztroską.
Dzwoni telefon. Babcia przez chwilę rozmawia, po czym woła mnie, żebym zeszła na dół - jedziemy po mleko! Wyprawa polega na wspólnym z dziadkami wyjeździe za miasto, do znajomej, która zaopatruje nas właśnie w mleko. Ale to nie ono jest główną atrakcją: podczas gdy dziadkowie dyskutują przy herbatce, ja gonię za królikami, co i rusz łapiąc któregoś i mocno przytulając. W drodze powrotnej przystajemy w niewielkiej cukierni, kupując po gałce lodów cytrynowych.
Aby dzieciństwo było szczęśliwe, nie potrzeba sterty zabawek. Wystarczy towarzystwo ukochanych osób, które każdej chwili potrafią nadać niepowtarzalny smak.
G.
I mleko w takich baniaczkach.
OdpowiedzUsuńTeż bardzo dobrze wspominam dzieciństwo, miało swój urok, czar, klimat.
Najlepiej było u dziadków na wsi.
Uuuułłłaaa, sentymenty doganiają :)))
OdpowiedzUsuńA pewnie że nie trzeba sterty zabawek, acz czasami te uroki dzieciństwa to się za późno docenia. Ja tam byłam ze 2 dni (!!!) ofuknięta na mamę, gdy nie pozwoliła mi kupić Barbie-syrenki :D
Ech, jak kto ma gdzie zapewnić dzieciom takie atrakcje, to zazdroszczę. Dziś miastowe dzieci w przedszkolach są święcie przekonane, że mleko bierze się z tesco...
O, zakupy Barbie to ja do dziś pamiętam :) Ale właśnie na tą Barbie czekałam cały rok. Obiecana była na Dzień Dziecka. Więc już tydzień przed nie mogłam spać, a jak już pojechaliśmy do sklepu (pamiętam nawet którego), to stałam przed wystawą chyba z pół godziny i myślałam, że wyjdę z siebie ze szczęścia. A teraz? Dziecko ma 10 lalek Barbie i każda jest taka samo nieważna.
UsuńJa jestem zdania, że to nie jest kwestia tego, czy ktoś ma gdzie zapewnić takie atrakcje. Jak się chce, to można :) Niestety, większość rodziców woli iść na łatwiznę, kupić setną zabawkę albo posadzić przed tv.
Jezuuuuu, ja też pamiętam, który to sklep!
UsuńJak się chce, to można i tak zamierzam czynić, ale i tak fajnie mieć dziadków na wsi. Ja jeździłam na wakacje pod gruszą, to widziałam krowy ;)
Dziadkowie, o których piszę, mieszkali z nami w jednym domu, w mieście :) Szkoda, że obecnie coraz mniej jest takich wielopokoleniowych domów, bo to naprawdę daje szansę na wspaniałe dzieciństwo. A na wieś jeździłam z kolei do cioci :)
Usuńświetnie napisane, fantastyczne wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńTak. Masz rację. Czasami tęsknie do tych czasów.. :) Fajne wspomnienia
OdpowiedzUsuńOj tak... Ja się urodziłam w czasach gdy w sklepach niczego fajnego praktycznie nie było, tzn. było - w Pewexach za dolary, więc lalka Barbie czy klocki Lego dla wielu rodzin były poza zasięgiem, a mimo to swoje dzieciństwo wspominam jako jeden z najszczęśliwszych okresów w życiu, dzięki moim wspaniałym rodzicom. :)
OdpowiedzUsuńCudny post! Mega pozytywny i ciepły :-) ps. Ja lalkę Barbie z pewexu dostałam dopiero na komunię! Była jedna jedyna z czarnymi włosami, ale jaka to była wartość. A teraz?! To były czasy :-)
OdpowiedzUsuń