"Dziecko dla odważnych" Leszek K. Talko
Śpi, je, wymiotuje i robi kupę. I tak
w kółko. A kiedy nieco podrośnie, bałagani, manipuluje, przeklina
i wymusza cukierki. Kto? Dziecko. I choć zdecydowana większość
przyszłych rodziców w duchu składa sobie przyrzeczenie, że ich
pociecha z pewnością będzie uosobieniem słodkości i dobrego
wychowania, to zwykle rzeczywistość złośliwie weryfikuje wszelkie
plany. „Dziecko dla odważnych” Leszka K. Talko to pełen
autoironii opis tego, jak taki brzdąc potrafi zamienić życie w
szkołę przetrwania, a mieszkanie – w pole bitwy.
Książka wpisuje się w coraz
popularniejszy nurt mówienia o rodzicielstwie w sposób pozbawiony
różu i lukru, czyli jednym słowem – prawdziwy. Dotychczas
wypowiadały się zwykle matki, tym razem jednak swoje perypetie
postanowił opisać nieco zagubiony i – przepraszam autora, jeśli
natrafi na tę recenzję – ciapowaty ojciec. A opisuje je niezwykle
lekko i błyskotliwie. Co jednak nie łagodzi szoku, jakiego może
doznać czytelnik, który wszystko ma dopiero przed sobą. Okazuje
się, że legendy o nieprzespanych nocach nie są wymysłem, lecz
najprawdziwszą prawdą, że dziecko potrafi przeżyć, jedząc
wyłącznie parówki i lizaki oraz że kiedy tylko nauczy się
pierwszych słów, staje się mistrzem manipulacji. O ile jedynaka
można jeszcze jakoś okiełznać, to surwiwal zaczyna się, gdy
dołącza do niego druga istota. Do wymienionych wyżej atrakcji
dodać wówczas trzeba nieustanne walki o uwagę rodziców, zabawki i
słodycze. Czy więc warto sięgnąć po „Dziecko dla odważnych”,
czy może lepiej darować sobie taki wstrząs?
Bez wątpienia – warto. Ale pod
jednym warunkiem: zaczynając lekturę, trzeba pamiętać o dystansie
i poczuciu humoru. Czytając „Dziecko dla odważnych”, można
pękać ze śmiechu, o ile zawartych w nim opisów nie będziemy
traktować zbyt poważnie. Co ważne, wbrew pozorom książka pokazuje coś
więcej niż tylko ciemne strony ekstremalnego przeżycia, jakim jest rodzicielstwo.
Uświadamia, że każde dziecko jest indywidualnością i
niekoniecznie będzie pasować do wzorca, jaki kreują dostępne na
rynku poradniki. To zawarte w nich wskazówki trzeba przesiewać i
dobierać do dziecka, nigdy na odwrót. „Dziecko dla odważnych”
pokazuje, że nie ma takiego tworu jak „idealny rodzic”, każdy
popełnia błędy i nie można mieć z tego powodu poczucia winy.
Rodzic powinien być przede wszystkim elastyczny. Losy bohaterów
książki – autora i jego żony, Moniki – są również dowodem
na to, że pojawienie się nowego członka rodziny jest często
testem na prawdziwą przyjaźń, który przechodzą tylko nieliczni,
zwykle ci, którzy są w podobnej sytuacji.
Polecam książkę zarówno tym, którzy
dopiero zostaną rodzicami, jak i tym, którzy mają już w swoich
domach jednego bądź kilku brzdąców. W pierwszym przypadku
„Dziecko dla odważnych” przygotowuje na to, co może – ale nie
musi! – stać się naszym udziałem. W drugim natomiast może być
źródłem... pocieszenia. Być może opisy zostały przejaskrawione
po to, aby umęczony rodzic po przeczytaniu ostatniej strony pomyślał
z ulgą: „uff, czyli u mnie jeszcze nie jest tak najgorzej”.
Tytuł: Dziecko dla odważnych. Szkoła
przetrwania
Autor: Leszek K. Talko
Wydawnictwo i rok wydania: Społeczny
Instytut Wydawniczy Znak, Kraków, 2014
Książkę otrzymałam do recenzji
dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak.
G.
Wszystko, poza jednym zdaniem, wygląda fajnie: chodzi mi o manipulację. Dzieci nie manipulują rodzicami, nie mają takiej zdolności to my ich uczymy pewnych zachowań :)
OdpowiedzUsuńtak, zgadza się, dzieci wszystkiego uczą się od rodziców :) uczą się też manipulacji, więc... w konsekwencji same też manipulują ;)) oczywiście są to manipulacje przez małe "m", jak np. przekonanie rodzica, żeby zgodził się na cukierka przed snem ;)
UsuńHmm, no nie wiem czy nazwałabym to manipulacją... Raczej rozbestwieniem i rodzajem naciągactwa. Nie mogę zapomnieć jak mi jedna znajoma mama dwóch dziewczynek (5 i 10 lat) powiedziała, jak została opieprzona przez panią psycholog, kiedy poskarżyła się, że młodsza nią manipuluje... Jest ponoć dobra książka (po którą kiedyś sięgnę, ale póki co za wcześnie) m.in. na ten temat: "Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby do nas mówiły").
UsuńJa się zgodzę, że maleństwa nie manipulują, tylko zgłaszają swoje potrzeby. Ale im dziecko starsze... taki solidny kilkulatek jest w stanie łyknąć, co i kiedy mu się opyli.
Usuń"Manipulacja - celowo inspirowana interakcja społeczna mająca na celu oszukanie osoby lub grupy ludzi, aby skłonić je do działania sprzecznego z ich dobrem, interesem" (wiki) - myślę, że są dzieci, które są w stanie to ogarnąć.
Ale fakt, najczęściej są po prostu rozbestwione. Och, jak sobie przypomnę takiego gagatka jednego... wrrr...
UsuńBardzo lubię książki tego autora. Jego ironia, dystans i szczerość sprawiają, że chętnie sięgam po kolejne. Ogromny plus za humor, z jakim opisuje często trudne sytuacje, z jakimi zmagają się wszyscy rodzice.
OdpowiedzUsuńnie znam ani książki, ani autora za to dobrze znam jego doświadczenia;) Gdyby nie to, że wystarczy mi autopsja z pewnością czułabym się zachęcona Twoją recenzją do lektury:) pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCiapowaty tata, który żywi dziecko parówkami i lizakami :D
OdpowiedzUsuńJa mam taki nawał książek (zamawiałam bez opamiętania, a jak się okazuje, niektórzy sami przysyłają :)), że tego typu lektury zostawię na momenty, gdy potrzebne mi będzie potwierdzenie, że uff, a inni mają gorzej.
Powiem Ci, że ja w ciągu ostatnich dwóch tygodni nakupiłam chyba z 15 książek ;) Oczywiście wszystkie o porodzie, wychowywaniu, noszeniu itp. itd. Tylko ciekawa jestem, czy właśnie te wskazówki z poradników uda nam się zastosować w przypadku naszych dzieci ;)
UsuńTo inna sprawa. Wychodzę z założenia, że im więcej się dowiem, tym więcej opcji będę widziała podczas weryfikowania rzeczywistości. Bo wiadomo, że książkowo nie będzie i grunt nie mieć o to do siebie żalu. :)
UsuńZachęciłaś mnie do kupna tej księżki już samym pierwszym zdaniem ;)
OdpowiedzUsuńA jeśli jest to książka autoironiczna - tym chętniej ją przeczytam.
Mam wrażenie, że nastąpiła moda na narzekające książki o dzieciach. Bardziej przekonują mnie to w których piszą o tym jak być rodzicem na luzie, mieć kochane i kochające dzieci nie odmawiając sobie przyjemności, życia towarzyskiego i minimalizując stress. Dostaliśmy świetną książkę "Być rodzicem i nie skonać", podoba mi się, że nikt w niej nie narzeka na trudy rodzicielstwa, tylko "bierze się do roboty" i radzi jak je opanować;)
OdpowiedzUsuńTrzeba szukać rozwiązań! ;)
to prawda :) dlatego tak jak pisałam - do takich książek trzeba podchodzić z przymrużeniem oka i traktować je jako rozrywkę. Zresztą raczej z takim zamiarem są pisane. Nie są to typowe poradniki, lecz przyjemne, lekko przejaskrawione opowiastki :)
UsuńDodaję "Być rodzicem i nie skonać" do listy książek do przeczytania :)
Pewnie ją kiedyś kupię.
OdpowiedzUsuńZachęciłaś mnie :)
Pozdrawiam
http://czekamynacud.blog.pl/