Syndrom ciążowej zakupoholiczki
Tak, tak. Ciąża to stan błogosławiony. Tych błogosławieństw otrzymujesz co najmniej kilka. Możesz, tak na przykład, z pełnym błogosławieństwem otoczenia zajadać się na zmianę ogórkami, pizzą i czekoladą i jeszcze wszyscy będą wtórować: "smacznego!". Ku własnemu zaskoczeniu dostajesz też błogosławieństwo partnera, który z nieco mniejszą niechęcią niż dotychczas spogląda na twoje zakupowe szaleństwo. A w takie szaleństwo popada każda przyszła mama, prędzej czy później (zwykle prędzej).Ciążowy zakupoholizm to taki mały potworek, który czai się w głowie już od chwili, gdy na teście zobaczysz dwie kreski. Będę tyć, będę mieć rozstępy, będę wymiotować, ale co tam - przynajmniej będę mogła bez wyrzutów sumienia pławić się w maciupeńkich skarpetuńciach, śpioszkach w słoniki i sukieneczkach z falbankami. Początkowo próbujesz się opanować. To w końcu dopiero pierwszy trymestr, chyba za wcześnie na zakupy. Kurczę, jak ten czas wolno płynie...
Mimo dzielnych prób stawiania oporu, mimochodem (taaa, jasne) zaglądasz do sklepu internetowego. Chryste Panie. Przepadłam. Jeśli robisz zakupy (dobra, dobra, tyyyylko paaatrzysz) przez internet, to przynajmniej w krótkich chwilach otrzeźwienia możesz wyłączyć przeglądarkę (lub modlić się o to, żeby sieć padła). A co, jeśli skusiłaś się na wizytę w sklepie stacjonarnym? Niech wszyscy święci mają cię w swojej opiece. Umysł każe wyjść, ale serce chłonie te różowości, niebieskości i malutkości i ani myśli się opamiętać.
Jak sobie poradzić z ciążowym zakupoholizmem? A właściwie... po co próbować sobie radzić? To jedyny czas w twoim życiu, kiedy na taki szał wydawania pieniędzy możesz sobie pozwolić. Udanych zakupów!
G.
Kupowanie wózka, łóżka czy innych niezbędnych gadżetów było dość przyjemne - muszę przyznać. Ograniczyłam się jednak do tego co niezbędne, czyli np. ubranek za wiele nie nabyłam. Wolałam pożyczyć od siostry, która ma ich masę;)
OdpowiedzUsuń